Priorytety najlepszą motywacją!

Wbiegam na ostatnią prostą, większość zawodników jest przede mną, czyli nic nowego jak na mój sposób biegania. Tak.. tyle, że to Mistrzostwa Polski więc poziom moich rywali jest o niebo lepszy niż zazwyczaj. Czuję, że kwas mlekowy zalewa moje mięśnie, w których paliwo zwane tlenem skończyło się kilka sekund wcześniej. Bardzo boli to bieganie na beztlenie.. W oddali niewyraźnie przeskakują cyferki na zegarze odmierzającym czas. Mam świadomość, że za 13 sekund będzie po wszystkim, ale dlaczego ten stan trwa jakby wieczność?Wydaje mi się, że posiadam dość dużo czasu aby poza rywalami toczyć także walkę z samym sobą w głowie: Po co właściwie to robie? Czy jest sens w ogóle trenować i się tak męczyć? Może odpuszczę,przecież za godzinę czeka mnie jeszcze start w sztafecie! Dlaczego ten z prawej ciągle biegnie tak szybko, ramię w ramię ze mną, przecież zawsze końcówka była moją tajną bronią! Ból towarzyszący ekstremalnemu wysiłkowi wydaje się tak długotrwały a cyfry na zegarze przeskakują tak szybko. Krzyki i doping kolegów: „dawaj do końca szuwar” – w ogóle nie działają. Wpadam na metę, tym razem przegrałem: pierwsza myśl: to nie ma sensu, kończę! Jak zwykle chwilę później jestem już na kolanach, ostatkiem sił podnoszę głowę by spojrzeć na zegar: druga myśl: jest życiówka, czyli wygrałem:) Po godzinie zdobywamy medal w sztafecie - można świętować:)

Dziś z perspektywy czasu wiem jak ogromną rolę pełnią priorytety i cele jakie przed sobą stawiamy. Wielokrotnie widziałem jak koledzy z bieżni (często wielce utalentowani), mający wygórowane oczekiwania wobec siebie, bądź ulegający presji otoczenia kończyli swoje kariery zbyt szybko. W dzisiejszych czasach wyścigu szczurów, gdzie wszystko chcemy robić najlepiej i ciągle oglądamy się na innych, problem dotyka również nas amatorów. Ile razy sprawdzałeś ilość przebiegniętych kilometrów na endomondo swojej koleżanki? Albo planowałeś swój cel wynikowy na podstawie tego w jakim czasie bieg ukończył twój kolega w ostatnim starcie?

Z natury jestem marzycielem, jednak sport zawsze był dla mnie tak brutalny i wymierny, że zawsze stawiałem sobie poprzeczkę na tyle wysoko, aby musieć popatrzeć nieśmiało w górę, jednocześnie tak, aby ciągle była ona w zasięgu mojego wzroku. Myślę, że właśnie dlatego nadal biegam, zarażam tym innych i przede wszystkim czerpię z tego wielką przyjemność.

Sprawiedliwość treningu w sportach wytrzymałościowych polega na tym że oddane nam jest tyle pod postacią wyniku, ile pracy włożylismy w realizację planu treningowego. Jeśli jesienny maraton przebiegłeś w 4 godziny a twoim celem na wiosenny jest złamanie 3.
30, to jest wielka szansa, że latem już nie będziesz biegał. A jeśli nawet nadal będziesz trenował to wynik 3.45 który osiągnąłeś nie da Ci żadnej satysfakcji, a kolejne treningi będą raczej przykrym obowiązkiem niż przyjemnością ( przecież kolegom z grupy biegowej pochwaliłem się że pobiegnę poniżej 3.30, to pobiegnę..). I tu należy postawić sobie pytanie: dla kogo biegam i co mi to daje!? Jeśli biegasz dla siebie, swojego zdrowia fizycznego i psychicznego:), jeśli twoje cele zakładają stabilny rozwój wynikowy, to na pewno masz szansę aby bieganie stało się sposobem na szcześliwe sportowe życie.

Jeśli priorytetem będą wyimaginowane wyniki, na które potrzeba nie kilku miesięcy a kilku lat treningowej pracy to zapewne twoja przygoda z bieganiem, będzie miała więcej z drogi krzyżowej, niż ze spaceru po czerwonym dywanie! Będziesz „upadać” po każdym nieudanym starcie, kontuzje spowodowane nadmiernym obciążeniem i brakiem regeneracji bedą doskliwie Cie ranić.
Jednak zawsze możesz spotkać Szymona, który pomoże Ci nieść ten krzyż:)

Komentarze

Popularne posty